ŁOMŻYŃSKI PARK KRAJOBRAZOWY DOLINY NARWI

Dzień patrona (23.04. - św. św. Jerzego i Wojciecha) postanowiłem powitać nad Narwią. Z domu wyjechałem około godz. 1.00. W Bronowie byłem około godz. 2.00 i zatrzymałem się na końcu mostu. Ze względu na wysoką wodę dalej nie dało się jechać. Księżyc był wysoko, niebo czyste.
Po wypiciu kawy zaliczam półgodzinną drzemkę. Na fotografowanie zbyt wcześnie. Czekam na obniżenie się księżyca. Pierwsze zdjęcia wykonuję o 2.30. Efekt słaby, długa ekspozycja, niebo zbyt ciemne. Kolejne zdjęcia robię o godz. 2.43. Księżyc chowa się za gęstą chmurą, która pojawia się na zachodniopólnocnym niebie. Światło księżycowe gaśnie przed godziną trzecią. Gdyby nie to "zamulenie" byłoby pięknie. W tym dniu zachód księżyca o godz. 3.55, a wschód słońca o 5.00.
Koniec fitografowania, trzeba czekać na słońce do godz. 5.00. Kieruję więc obiektyw (f=10 mm) na Wielki Wóz i otwieram migawkę aparatu na "hibił trafił" - 1026 sek. 
Geograficzny wschód - godz. 3.25. Rozlewisko Narwi.
Kierunek "wschód" - jest godz. 3.54, rzeka Narew. 
 Godz. 4.22 - lada moment pojawi się słońce.
Godz. 4.23 . 
 Godz. 4.25 - słońce ostre, zaraz koniec zabawy.
 Godz. 4.33 - żadnej chmurki na wschoidzie.
 Godz. 4.34
 Liczyłem na przeloty ptaków. Niestety. Hałasowały łabędzie krzykliwe, które nie miałyu ochoty latać, a w dali odzywały się nieliczne żurawie. Gdzie te czasy, kiedy z ś.p. Wiktorem fotografowaliśmy o tej porze roku i dnia wielkie stada ptaków.
Te łabędzie za plecami trochę robiły hałasu (około 400m). Dopiero w domu dostrzegłem, że było tam kilka batalionów. 
 Daleko, na zachód od mostu, podrywało się od czasu do czasu niewielkie stado batalionów.Nic tu po mnie, trzeba się zbierać i popatrzeć gdzie  indziej.
 Podczas pakowania sprzętu, łabędzie krzykliwe postanowiły zmienić miejsce. Nie udało się  sfotografować ich startu.
Na prawym brzegu Narwi, w sąsiedztwie gospodarstwa, ląduje bocian w poszukiwaniu pożywienia. Najłatwiejszym pokarmem w tym czasie jest rosówka.  Koniec zabawy na moście bronowskim. Zobaczymy co dzieje się nad Biebrzą, a dokładniej z górującego  grodzisko nad połączeniem Biebrzy z Narwią. Droga za Rusią okazuje się nieprzejezdna, trzeba zawrócić.
 W Rusi łapię żerującego bociana. Niebo "muli się".
 Godz. 6.42 ostatnie promienie słońca.
Godz. 6.44 - "gaśnie" słońce, niebo "muli się". Koniec zabawy. Patron - św. Jerzy nie spisał się do końca należycie. Trzeba było wrócić do domu. Jednak odpowiedzialnie stwierdzam, że to było lepsze, niż wylegiwanie się bezezsensowne w domowym łóżku. Stwierdziłem, że kalendarz wschodów i zachodów słońca i księżyca publikowany w internecie prze Polski Związek Łowiecki jest do kitu. Dobrze, że wcześnie wyjechałem z domu.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz